„Chcemy być sobą, chcemy być sobą wreszcie” śpiewał Grzegorz Markowski, a my razem z nim – czy jednak bycie sobą w miejscu pracy ma sens? Podczas gdy w ciągu ostatniej dekady niewątpliwą popularność zdobył tzw. work-life balance, najnowsze sposoby zarządzania promują raczej work-life integration. Praca przestaje być jedynie źródłem dochodów, chcemy się w niej rozwijać i realizować swój potencjał. Jednym z kluczowych elementów realizacji tego założenia staje się bycie w pełni sobą – dlaczego w pracy zakładamy maski i czy opłaca się nam je zdejmować?
Skąd się w nas bierze potrzeba udawania?
Podchodząc do dowolnego zagadnienia społecznego, lubię przyglądać się naszemu dzieciństwu – z tego okresu wynosimy najwięcej „praktycznych” przystosowań do życia, czyli obron i schematów. W swoim podcaście “Orientuj się”, Ewa i Paulina poruszają ten wątek, mówiąc o zwykłej, dziecięcej potrzebie akceptacji i przynależności. O tym, że niejednokrotnie, żeby „zasłużyć” na uwagę czy miłość rodziców, dzieci uciekają się do manipulacji lub też ukrywania tego, co naprawdę czują. Podobnie w przypadku rówieśników, często czujemy presję związaną z chęcią dopasowania się do grupy. Jeśli więc przyjęta w dzieciństwie strategia działa, to zwykle używamy jej również w dorosłości. I tu zaczyna się zabawa.
Idąc do pracy, w której panuje tradycyjny układ hierarchiczny, naturalnie próbujemy zorientować się, jaką pozycję zajmujemy względem innych i się do tego dostosować. Przy przełożonym nie powiemy przecież, że „tak strasznie nam się dzisiaj nie chce”. Tego typu otwartość zarezerwowana jest co najwyżej dla „równorzędnych” współpracowników. Z kolei szef nie może się zbyt spoufalać z podwładnymi, nie wspominając już o przyznawaniu się, że ma gorszy dzień.
Chcąc nie chcąc, hierarchia narzuca nam maski. Nie jest to jednak jedynie wina struktury, a całej kultury organizacji. Potrzeba wykreowania określonego wizerunku przed współpracownikami, ciągła ocena naszych działań i zachowań, wymagania społeczne i biznesowe. To wszystko sprawia, że zaczynamy podlegać ogólnej presji dążenia do doskonałości.
Podlegamy presji dążenia do doskonałości.
Zalety i wady „zakładania maski”
Czy zatem w tradycyjnym modelu zarządzania nie ma miejsca na autentyczność? Nawet jeśli, to fani rozdzielania życia osobistego i zawodowego wcale nie muszą cierpieć z tego powodu. W pracy, w której okazywanie silniejszych emocji nie jest czymś typowym czy mile widzianym, możemy odciąć się trochę od świata i od naszych „problemów w domu”. Czasem też zwyczajnie bardziej lubimy tę wersję nas, którą przynosimy do pracy – dajemy z siebie wszystko, jesteśmy zabawni, a może mamy nieskończone pokłady cierpliwości? Jest to naturalne wchodzenie w daną rolę społeczną.
Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy nasza wizja danej roli (ja jako pracownik) rozmija się z naszą wizją siebie (ja jako człowiek). Podczas gdy ja-człowiek popełniam błędy i bywam kompletnie nie w formie, to ja-managerka muszę być nieomylna, twarda, zawsze znać rozwiązanie problemu. Ten zgrzyt z całą pewnością może powodować i nierzadko powoduje wewnętrzne napięcie.
W tradycyjnym modelu, odwaga oznacza zadanie pytania na forum czy podważenie zdania szefa.
Krzysztof HamerszmitFrontend Developer
Innym powodem stresu dla pracownika, w tradycyjnym modelu zarządzania, bywa przymus postępowania zgodnie z odgórnymi wytycznymi i procedurami – niektórych dopada uczucie bycia ciągle „na cenzurowanym”. Niepisane, ale jak najbardziej realne ograniczenia komunikacyjne między szefem a podwładnymi, często prowadzą do wzajemnego braku zrozumienia, ten zaś – do negatywnych emocji. Na usta ciśnie się pytanie – czy można inaczej?
Być w pełni sobą – czyli jak?
„Byciem sobą w pracy” brzmi to jak pusty frazes. Tyle się mówi o autentyczności, ale często umyka nam jej sens. Zacznę od podkreślenia, że istotne w tym wyrażeniu jest bycie w pełni sobą – zdecydowanie nie da się być autentycznym tylko trochę. Wspomniałam już o rolach społecznych – każdy z nas jest wielowymiarowy, a nasze życie składa się z wielu takich ról – aktywizujemy się w danej roli zależnie od kontekstu.
Kluczem do autentyczności jest spójność.
Co mam na myśli? Na przykład to, że trudno być jednocześnie brutalnym, silnym szefem i łagodnym, cierpliwym rodzicem. Jeśli praca „wymaga” od nas jakiegoś sposobu bycia, to w pewnym momencie przełożymy go na życie osobiste. Dopóki rozwijamy się w zgodnym z naszymi wartościami kierunku, wszystko jest w porządku. Gdy jednak praca (albo życie prywatne) wyzwala tę stronę nas, której nie chcemy znać, to sygnał, że coś zdecydowanie nie działa tak, jak powinno.
Z drugiej strony, w środowisku, w którym jesteśmy zachęcani do bycia w pełni sobą, też pokazujemy „gorszą stronę medalu”. Za taką przynajmniej uważamy tę bardziej emocjonalną czy niedoskonałą część nas. W tym przypadku mamy jednak przyzwolenie od otoczenia na okazywanie słabości. Zastanówmy się – co będzie lepsze dla zespołu i obranych celów: zamknięcie się na 4 tygodnie w domu, udając, że wykonujemy zadanie, na które nawet nie mamy pomysłu czy może przyznanie się, że nie wiemy, jak coś zrobić i poproszenie innych o pomoc? Autentyczność w pracy jest możliwa przede wszystkim dzięki akceptowaniu niedoskonałości u siebie i u innych.
Dark side of the moon – blaski i cienie pełni
Gdyby możliwość bycia sobą w pracy stanowiła wartość biznesową, czy też przekładała się bezpośrednio na wydajność pracowników, zapewne wszędzie by nas do tego zachęcano. Wyobraźmy sobie jednak, że z naszymi współpracownikami rozmawiamy otwarcie i szczerze, możemy przyznać się do błędu albo niewiedzy i nikt nie będzie chciał tego wykorzystać przeciw nam. Czy w takim przypadku, poczucie bycia akceptowanym w pracy nie obniży naszego poziomu stresu i nie wpłynie pozytywnie na naszą efektywność? Zgodnie z własnymi doświadczeniami odpowiadam: owszem, wpłynie.
To, co z mojej perspektywy może być dla nas wyzwaniem, to dość wysoki „próg wejścia” w szczerość i otwartość. Już tłumaczę – główne źródło stresu w takim przypadku stanowi lęk przed odrzuceniem. Wielu osobom z trudem przychodzi zaufanie, że nikt w pracy nie chce nas „skrzywdzić”. Gdy jednak odważymy się i choć na chwilę przełamiemy swój strach przed niedoskonałością czy ośmieszeniem, pokazując innym prawdziwych siebie, dajemy ludziom szansę, żeby nas zaakceptowali. Gdy to się wydarza, podnoszą się zarówno nasze morale, jak i naszych współpracowników.
Żeby nie było jednak zbyt kolorowo, zwrócę jeszcze uwagę na pewne konsekwencje szczerości w miejscu pracy (i nie tylko).
- Po pierwsze, przyznawanie się do błędów poniekąd zmusza nas do wzięcia za nie odpowiedzialności, a odpowiedzialność, jak wspominałam w poprzednim artykule nie zawsze i nie wszystkim pasuje.
- Po drugie, gdy mówimy wprost, że czegoś nie wiemy lub nie umiemy, nie możemy dłużej odwlekać działania – braki trzeba nadrobić. Tak samo bywa z problemami natury osobistej – wypowiedziane na głos, przestają być wymówką. Możemy więc uznać, że autentyczność zwyczajnie obliguje nas do większej dojrzałości w pracy.
Autentyczność obliguje nas do większej dojrzałości w pracy.
Zaburzenia psychiczne a bycie sobą w pracy
Temat zdrowia psychicznego jeszcze parę lat temu stanowił tabu w większości środowisk, lecz obecnie, na szczęście, zaczynamy o nim rozmawiać również w pracy. Przestajemy udawać, że nasz dobrostan mentalny nie jest sprzężony z tym, w jaki sposób pracujemy. A jest to wręcz sprzężenie zwrotne.
I tak oto, pracując po dwanaście godzin dziennie, wyzyskując własny umysł i organizm, nie będziemy w stanie zbyt długo wmawiać sobie, że nie ma to wpływu na nasze zdrowie – ciało samo szybko upomni się o zwrot długów. Może to przybrać postać podwyższonego poziomu kortyzolu we krwi, długoterminowo niedobór innych hormonów, czasem notoryczne zmęczenie czy problemy ze snem. To tylko kilka możliwości. Pół biedy, jeśli ktoś „w punkcie startowym” był zdrowy, jednak niektórzy z nas dodatkowo pogłębiają w ten sposób swój nie najlepszy stan psychiczny.
Depresja, stany lękowe, choroba afektywna dwubiegunowa, zespół nadpobudliwości psychoruchowej (ADHD) – coraz więcej osób dowiaduje się, że jest dotkniętych jakąś formą wymienionych zaburzeń. Czy przychodząc do pracy, da się odstawić swoje zdrowie psychiczne na bok i udawać, że wszystko z nami w porządku? Oczywiście, ale na bardzo krótką metę.
Trudność, jaką możemy mieć w „przyznaniu się” do swojej choroby, polega często na lęku przed byciem ocenianym przez pryzmat swoich problemów. Praca w turkusowym modelu zarządzania wymaga od nas jednak komunikowania siebie, swoich standardów i swoich granic – zarówno profesjonalnie, jak i osobiście (jeśli np. jestem developerem i nie umiem pisać testów automatycznych, to przyznanie się do tego wymaga takiej samej odwagi jak „wyoutowanie się”). Stety lub niestety, jest to główna droga do zbudowania zaufania w zespole.
Zaangażowanie jest ważniejsze niż doskonałość. Piotrek ButlewskiUI Developer
Wspominałam już o konsekwencjach szczerości w pracy – tak samo jest w tym temacie. Jeśli przyznajesz się, że masz jakąś chorobę lub zaburzenie, to przestają one stanowić wymówkę. Rodzi się pytanie: „To co z tym robisz?” – wiemy przecież, że problemy nie znikną same z siebie. W rezultacie, musimy nad nimi pracować. Nie jest to łatwe, ale ostatecznie dzięki otwartej komunikacji możemy otrzymać adekwatne wsparcie od zespołu i zapewnić sobie większe szanse na polepszenie naszego stanu.
Kilka mitów o autentyczności w pracy
Na koniec, chcę się rozprawić z paroma fałszywymi przekonaniami:
„Jeśli nie jesteś ekstrawertyczny, to nie jesteś autentyczny”
FAŁSZ!
Autentyczność oznacza przede wszystkim bycie w zgodzie ze sobą samym – jeśli nie jesteśmy rozgadanymi promykami słońca lub nie czujemy się komfortowo z poruszaniem jakichś tematów w miejscu pracy, to jak najbardziej mamy do tego prawo.
„Autentyczność oznacza podążanie za głosem serca”
FAŁSZ!
W byciu sobą nie chodzi o to, żeby zawsze dawać się wieść swoim emocjom. Wiemy przecież, że nie zawsze to, jak się czujemy, odzwierciedla rzeczywistość. Należy więc integrować swoje emocje i rozsądek, tworząc tym samym spójną całość.
„Profesjonalizm wyklucza się z byciem sobą”
FAŁSZ!
Bycie profesjonalistą polega przede wszystkim na jak najlepszym wykonywaniu powierzonych nam zadań. Nie oznacza zaś, że nie możemy przy okazji stawiać granic czy wchodzić w konflikty – jest to wręcz niejednokrotnie najlepsza droga do wypracowania optymalnych rozwiązań. Należy korzystać z tego, że jako różni ludzie mamy różne perspektywy, bo każda z nich może wnieść wartość do naszego projektu.
„Bycie autentycznym w pracy oznacza brak tematów tabu”
FAŁSZ!
Wiąże się to z pierwszym mitem – jeśli jakiś temat jest dla kogoś z nas drażliwy i nie chcemy go poruszać, to mamy prawo o tym powiedzieć. Nie musimy też odpowiadać na każde zadane pytanie – ważne jest jednak, żeby otwarcie zakomunikować, gdzie leży nasza granica wrażliwości na daną kwestię.
„W pracy, gdzie każdy może być sobą, częściej dochodzi do konfliktów”
TAK I NIE.
Przede wszystkim, zależy, co rozumiemy przez „konflikt”. Z jednej strony, mamy przyzwolenie na posiadanie odmiennego zdania, częściej więc mówimy głośno, gdy z czymś się nie zgadzamy. Z drugiej, wcale nie musi oznaczać to mnogości złych emocji – skupiamy się przede wszystkim na szczerej komunikacji i wspólnym dążeniu do rozwoju. Starcie różnych perspektyw jest nieuniknione, żeby mógł wydarzyć się postęp. Wymaga to dojrzałości i otwartego przyjmowania feedbacku, ale tak naprawdę zmniejsza liczbę napięć i frustracji w dłuższej perspektywie czasowej.
We wstępie zadałam pytanie o to, czy opłaca się nam być sobą w pracy – myślę, że możemy już poznać odpowiedź. Koszt autentyczności jest niemały – narażamy się na odrzucenie, czy też częściej – niezrozumienie. Nasze żarty nie zawsze będą odbierane jako zabawne, a uwagi adekwatne. Co jednak dostajemy w zamian? Przestrzeń na niedoskonałość i popełnianie błędów, możliwość zaufania współpracownikom i ich szczerość. Według mnie – warto.